…
W rzędzie
innych osób, zachowuje się chyba nerwowo. A to wszystko przez to, że tata się
spóźnia. Za chwile zaczynamy a jego nie ma... Krzesło z nazwiskiem Morri jest
wolne. Obok mnie młody Uchiha błądzi oczami po podłodze i ścianach. Biedny
Sasuke widać na jego twarzy tremę, nic dziwnego… Cały tydzień chrzanili nam o
Hokage, jaką to nie jest ważną osoba. Owszem jest ważna, ale taką głupią gadką
jeszcze bardziej nas zdenerwowali. Jakiś czas temu słyszałam pewne plotki na
temat naszej szkoły i jej dawnej przeszłości. Budynku pełnego podziemnych
korytarzy i nieznanych sekt. Nie powiem, zaciekawił mnie ten temat i
postanowiłam iść do biblioteki i poszukać różnych kronik, które pozwoliłyby mi
znaleźć prawdę. Między wysokimi półkami
i nie kończącymi się alejkami utknęłam i zostałam dłuższą chwilę. Moje
poszukiwanie przerwał głos Tsunade i Kakashiego. Jednakże nie wiele mogłam
usłyszeć, ponieważ bibliotekarka stukała nerwowo obcasami w podłogę. Z
pewnością robiła to nieświadomie… Nie wiele można było wywnioskować z rozmowy
dyrektorki z Kakashim. Większość ich zdań była dwuznaczna, bądź ich nie
usłyszałam. Zrozumiałam tyle, że Hokage
ma coś ważnego nam do powiedzenia. Ciekawe? Owszem, ale po głębszym
zastanowieniu uznałam, że chodzi pewnie o jakąś kwotę pieniężną na naszą
edukacje. Nowe doświadczenia czy lepszy sprzęt sportowy…
Moje
wszystkie przemyślenia przerwał głos oklasków. Pełno, sztucznych uśmiechów i
śmiesznej życzliwości.
- Szanowny
Hokage, witamy w Akademiku Ookami Konoha. Uczniowie naszej szkoły zaprezentują powitanie,
którego uczyli się od pewnego czasu. - Wydukała spokojnie Tsunade dwa zdania,
których prawdopobnie uczyła się kilka dni, aby nie zrobić żadnej gafy przed
Hokage... Bla bla bla, głupia Tsunade. Czasem zastanawiam się jakim cudem
została dyrektorem tak poważnej szkoły jak ta… Na pewno, nawet nie wiedziała
kiedy dokładnie zaczęły nam się próby i użyła słów „od pewnego czasu”. Ktoś
może powiedzieć, że jest dyrektorem, że jest zabiegana i nie musi zwracać na
takie bzdety czasu, ale całą pracę - jej pracę, bynajmniej większość, wykonują
nauczyciele. Ona ma tylko być i ładnie wyglądać... W ostatniej chwili wszedł
mój tata, jak zawsze zabiegany… Z telefonem w ręku i lekko skrzywionym
krawatem…
- Poloneza
czas zacząć! - Powiedziała z uśmiechem i wredotą w oczach Tsunade. Wredotą w
naszą stronę... Czasem zachowywała się jak dziecko.
Z rytmem
muzyki ruszyliśmy… Wszystkie oczy skierowane są na nas. Spojrzenia bardzo mnie krępują, jak to Miyu
powiedziała „brakuje mi pewności siebie”. Pewnie ma racje! Co ja gadam, ona
zawsze ma racje… Myślenie o niej i jej humorkach zawsze poprawia mi humor. Na
mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Sztuczną atmosferę dostrzegł również
sam Hokage. Po jego równie nie prawdziwym uśmiechu na twarzy wywołanym tylko z
przyzwoitości można uznać , że jest czymś zdenerwowany i nieobecny. Miyu odwracała wysoko uniesioną głowę, tak by
nie spotkał jej wzrok Peina. Z czasem uważam, ze oboje są siebie warci. Miyu i
Pein równa się EKSPLOZJA! Bądź też armagedon... Kto jakie określenie woli, ale
oba są jak najbardziej trafne. Co do innych... Ech. Mogłabym i tydzień
roztrząsać, jak to Anko źle dopasowała osoby, ale mam już dość. Bo to trwa... W
każdej głowie brzmią nuty, własne głosy i modlitwy o to, aby nie pomylić nogi.
Każdy ma lekko uniesioną głowę i poważna minę. Z samego wzroku można zauważyć
jak liczą w myślach.
Kolejne
okrążenia, zmiany partnera, kółeczka, tunel i inne atrakcję powtarzane kilka
set razy na próbach. Z ostatnim dźwiękiem melodii zakończyliśmy to śmieszne
powitanie. Powolnym krokiem zbliżył się do nas Hokage, ale niewiele. Jakby
chciał nawiązać z nami jakąś relację. Otworzyły się drzwi i do pomieszczenia
weszła para młodych ludzi. Stanęli zaraz obok, po obu jego stronach - Ona z
prawej i On od lewej.
- Kochani
młodzi uczniowie. Ze szczęściem patrzę na to, że możecie dorastać w kraju bez
wojen i nieszczęścia. W waszym wieku,
zawsze marzyłem o tym i miałem nadzieje , że kiedyś tak będzie. I było tak do
czasu. Nie przyjeżdżam do was na herbatkę i ciasteczka, choć pewnie z chęcią
bym chciał… Jak większość pewnie wie, na krańcach naszego kraju rozwikłały się
wojny lub też wojenki. - Zaśmiał się lekko, jakby tym chciał nie wprowadzać nas
w zakłopotanie i zmartwienie. - Wysyłam do każdej szkoły list, w którym każę
trenować młodych, silnych ludzi, których w przyszłości wyśle na wojnę. Kilka
lat temu nie było to potrzebne, dziś nie ma na co czekać. Oczywiście nie jest
to przymusowe. Przecież nie będziemy nikogo zmuszać do walki, prawda? - Po raz
kolejny uśmiechnął się sztucznie, ale kiedy zauważył, że na naszych twarzach
nie ma rozbawienia i że nie kupujemy takiej bajeczki, uśmiech zniknął mu z
twarzy i kontynuował. - Pewnie zastanawiacie się, kim są Ci ludzie obok
mnie. Otóż ta pani po prawej to Mariko
Iseki i będzie wam pomagać w odnalezieniu w sobie chakry. Eizo Tamura nauczy
was jak się bić i obronić… - Na całej sali zapanował wielki szum. Szepty
wytwarzały niepowtarzalny nieład. Na większości twarzach było widać wielkie
zdziwienie. Wręcz wyryte mieli na sobie trzy wyrażenia ,,Wojna? Ale jak to?
Boję się…" Cały chaos przerwał znów głos Hokage…
- Chciałbym
zostać z wami dłużej… Wybaczcie, ale mam dużo jeszcze do załatwienia… Co do wyposarzenia, broni i innych
potrzebnych wam rzeczy do trenowania, oddaje w ręce Pani Dyrektor kwotę, która
z pewnością wystarczy na wydatki tego typu… Miłego dnia. - Zakończył spotkanie.
Widać było jak znika za drzwiami… Dookoła
wszyscy ludzie tylko parzą na miny innych. Stanęłam jak wryta i dłuższą
chwile patrzyłam w ziemię lekko zamyślona i nieobecna. Wybiła mnie z mojego
transu Miyu, która uderzyła mnie łokciem i pokazała, że idzie do rodziców…
Kiwnęłam głową i podążyłam w przeciwnym kierunku do taty…
Miyu:
- Mamo,
Tato!- Krzyknęłam, nie za głośno, ale wystarczającą by zauważyli mnie z tłumu
innych osób. Jak ja ich dawno nie widziałam… Z czasem żałuję, że nie mieszkam w
domu z nimi, ale wtedy uświadamiam sobie, że i tak niczego by to nie zmieniło…
Mój tata jest zapracowanym prawnikiem, dzięki niemu poznałam Amane. Jej tata
również pracuje w tym zawodzie, razem z moim założyli kancelarię w której
zarabiają dużo kasy. Moja mama… Jest to kobieta niesamowita, miła, czuła i od
razu bije od niej ciepło. Ma wielkie serce! Ama wie to najlepiej… Dużo
przebywała u nas po śmierci swojej matki, moja mama wiedziała, że potrzebuje w
tym okresie dużo miłości, które jej bezgranicznie oddała… W sumie jest jej
drugą córka! Jeżeli o to chodzi to w brew wszystkim pozorom cieszę się z tego i
nigdy nie byłam zazdrosna. Suzue Umari,
bo tak nazywa się moja mama jest doktorem, ma własny gabinet, hm leczy nie
tylko ciało, ale i dusze! Tata natomiast nazywa się Masaru Umari….
- Kochanie,
jaka ty już dorosła jesteś! - Przytulając mnie z ogromnym uśmiechem krzyknęła
mama.- Nie wiedziałam, że taka z ciebie dobra tancerka… Po mnie!- Dodała, bez
namysłu puszczając mi oczko.
-
Księżniczko, co u ciebie słychać, jak w szkole? - Przerwał mamie tata… Jest to
jedna z najbardziej bezstresowych i zabawnych osób, które chodzą po tej ziemi.
Zawsze uśmiechnięty, mimo braku czasu na chociażby dopicie porannej kawy…
- Dobrze
tato! - Odpowiedziałam pełna wdzięku i szczęścia. Uśmiech sam nie chciał zejść
z mojej twarzy.
- Miyu
musimy zrobić ci jakieś badania kontrolne, bo widzę, że schudłaś… Złe macie
jedzenie?! Nie smakuje ci? - Powiedziała z oburzeniem moja mama… Patrząc na mnie od dołu do góry.
- Suz,
uspokój się, daj jej w końcu dojść do słowa… Ona jest zdrowa jak ryba, nie
widzisz? A no tak, zapomniałem, nie
wzięłaś z samochodu swoich okularów, może powinnaś zacząć nosić soczewki, bo z
twoją pamięcią też nie jest najlepiej! - Haha czekałam, aż zacznie żartować!
Brakuje mi jego docinek dotyczących mamy… Mimo tych jego różnych żartów, mama
doskonale wie, że oddał by jej wszystko i kocha ją niesamowicie.
- Masaru
chyba dobrze, że się martwię o nią! Przyjedź z Amą w wolnej chwili to zrobię
wam różne badania kontrolne… - Dodała mama najpierw posyłając tacie sztuczny
uśmiech, a następnie spoglądając na mnie z zupełnie prawdziwym.
- Jasne,
mamo przyjedziemy! - Powiedziałam miłym i grzecznym tonem… Niespodziewanie poczułam jak na moim barku
leży czyjaś ręka…
- Mimi co
tam? Jak już idzie wam na siatce? Niedługo zawody… - O NIE! Zabije go tym
razem! Urwę głowę! Skopię mu tyłek! Nie pozbiera się tym razem! To jest WOJNA!
Na śmierć i życie! Rękawice zostały rzucone! Klamka zapadła! Popamięta z kim
zaczął!! Skąd wiedział, że rodzice nie pozwalają mi trenować siatkówki?!
Wszystko tylko nie sport… Mamie znikł
uśmiech z twarzy, ona jest bardzo tolerancyjna pod jednym warunkiem, który
właśnie złamałam. Stawy rozwalone, zbite nogi, ręce, ból, kontuzje, skręcenia
wszystko to czego nie chce dla mnie…
- Miyu?!
Ona przecież nie gra już od 2 lat! Sama nam tak powiedziała.- Sprostowała mama,
patrząc z niedowierzaną miną na mnie… O niee! To będzie go DUŻO kosztować!
- Z tego co
wiem to rok temu dostała nagrodę, dla najlepszej atakującej, muszą być państwo
dumni…- Powiedział sztucznie zdziwiony, ale i zadowolony z siebie Deidara.
Czułam jak w środku się we mnie buzuje... Nie dość, że bezczelnie podszedł do
mnie i zarzucił swoją łapą, to jeszcze zdradził największy sekret, jaki kryłam
przed moimi rodzicami! Cała miła atmosfera zamieniła się w piekło… A to
wszystko przez największego dupka w szkole! ZNISZCZĘ GO! Ale najpierw muszę się
jakoś wytłumaczyć… - O już tak późno? Przepraszam bardzo, ale musze iść. Miłego
dnia! - Powiedział z takim wrednym i zadowolonym z siebie uśmiechu, że już przy
rodzicach wydrapałabym mu oczy! Zaraz, zaraz czy on mnie wcześniej nie nazwał
„Mimi”?! Teraz to już sama go zakopię w ziemi!
- Miyu, czy
to prawda, że trenujesz mimo naszego zakazu? - Powiedziała poważnie i
dyplomatycznie mama... No tak, po co przejąć się tym, że w tej na pozór
spokojnej szkole, będą szkoleni uczniowie do walki z jakimiś wrogami... Szybko
chciałam wymyślić jakieś kolejne kłamstwo, ale powstrzymałam się. Przecież nie
mogłam kłamać wieczność...
- Mamo… ja
chciałam wam powiedzieć, ale… - Dodałam, lecz szybko przerwano mi zdanie…
-
Zawiedliśmy się na tobie… - Dodał tata. Nie... Błagam, niech ja już się obudzę!
Powiedzcie, że to tylko zły sen… - Musimy już iść, za chwilę musze być na
spotkaniu z klientem. - Przerwał ciszę tata. Nie wiem co mam im powiedzieć.
Kiwnęłam głową, całując ich w policzek, po czym szybkim krokiem podążyłam w
stronę wyjścia… Tak szybko jeszcze nie szłam. Czuje jak wszystko się we mnie
gotuje. Po drodze minęłam ojca Amy, co świadczyło, że już jest w pokoju. Z
telefonem przy uchu uśmiechną się do mnie i mi pomachał.
Przechodziłam...
Nie, to złe określenie. Taranowałam każdego na mojej drodze. Nie patrzyłam kogo
popycham i gdzie, jedyne co chodziło mi po głowie to plan, który zaczęłam
obmyślać zaraz po tym jak pożegnałam się z rodzicami. Deidara... Ten typ tak mi
działa na nerwy! Chciałam się na nim solidnie odegrać... Tak żeby następnym
razem poważnie się zastanowił nad swoim zachowaniem!
Wnerwiona i
pewna siebie szarpnęłam za otwarte drzwi do pokoju 100. Myślałam, że będą
zamknięte, więc przez mocny zamach wpadłam do środka, powstrzymując się przed
upadkiem na podłogę. Szok spowodowany wielkim wejściem szybko minął, więc
zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam zastanawiać się co dalej... Moją uwagę
przykuł WIELKI CHAOS po jednej stronie pokoju i idealny porządek po drugiej.
Nie trudno było zgadnąć, która strona należy do tego gbura...
Nie miałam
za dużo czasu, więc szybko zaczęłam się rozglądać dookoła siebie. Jedyne co tak
naprawdę wpadło mi oko to komórka... W obawie, że zaraz może zjawić się tu
któryś z tych bandy baranów, wzięłam telefon Deidary i wybiegłam na korytarz
zatrzaskując za sobą drzwi.
Serce biło
mi strasznie szybko. Myślę, że to przez bieg, ale równie źle może to być jakaś
adrenalina czy coś... Po drodze do swojego pokoju zauważyłam Amane. Szła powoli
ze wzrokiem wtopionym w podłogę. Trudno mi było określić co się stało, bo tylko
popatrzyła na mnie, następnie zdziwionym wzrokiem wpatrywała się w kogo innego.
Z ciekawości obróciłam się... Zauważyłam wnerwionego Deidare, podchodzącego do
każdego kto znajdował się na korytarzu. Do chłopaków agresywnie, a do dziewczyn
szarmancko... Boże co za debil. Szybko przeszło mi przez myśl. Zdałam sobie
sprawę, że on szuka swojego telefonu, którego aktualnym właścicielem jestem
ja.:
- Spotkajmy
się za kilka minut przy bibliotece! - Szybko rzuciłam w stronę Amane i wbiegłam
do - na szczęście - otwartego pokoju. Trzasnęłam za sobą drzwi zaraz je
zamykając na klucz. Wiedziałam, że on tu przyjdzie. Nie jest aż taki tępy, żeby
nie domyśleć się kto mógłby być tym "złodziejem"...
Podenerwowana
chodziłam po całym pokoju. Rozmyślałam gdzie schować ten telefon, żeby on nie
mógł go znaleźć. Mój "spokój" się skończył, kiedy usłyszałam głośne
pukanie do drzwi i znajomy głos blondyna...:
- Miyu!
Wiem, że tam jesteś i wiem, że to ty zabrałaś mi telefon! - Krzyknął, szarpiąc
za klamkę. To mnie jeszcze bardziej zdenerwowało, a serce dawało po sobie mocne
znaki. Jestem w ciemnej dupie! Krzyknęłam sobie w głowie, zaraz po tym jak
wbiegłam do łazienki. Trzymałam telefon Deidary w ręku, ciągle myśląc co z nim
zrobić. Potrzebuje szybkiego planu! W tym momencie mój wzrok napotkał kibel...
Spojrzałam się jeszcze raz na telefon, a potem znowu na kibel i tak kilka
razy.:
- A co
tam... Zmieści się, a po za tym, to przecież nie jest mój telefon. - Wzruszyłam
ramionami wrzucając urządzenie do sedesu. Wcisnęłam kilka razy spłuczkę, żeby
jakoś pomóc komórce popłynąć w przestworza, ale nie było to najprostsze.
Musiałam się na siłować z mopem... Tak, dokładnie tak. Popchnełam telefon tym
kijem, żeby mu "pomóc"... Czego to się nie robi, żeby uratować swoją
skórę. Wzięłam jeden głęboki oddech, kiedy urządzenie popłynęło z prądem i już
spokojnie wyszłam z łazienki. Na moje nieszczęście, tępak nadal dobijał się do
drzwi. Jako, że już oczyściłam się z dowodów spokojnie otworzyłam mu drzwi
udając, że ucinałam sobie drzemkę. Już przy uchyleniu, chciałam powiedzieć, że
mnie obudził, ale zanim zdążyłam wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, ten wpadł do
pokoju i zaczął grzebać po biurku, pod pościelą w szufladach... Dosłownie
wszędzie. Zamknęłam za nim drzwi i z lekkim uśmiechem usiadłam na łóżku.
Zabawna sytuacja... I to jego zmartwienie... Aż uwieczniłabym to.:
- Czego
szukasz? - Zapytałam opierając się łokciami o kolana. Ze złością na twarzy
podszedł do mnie, złapał za ramiona i podniósł na równe nogi. Uśmiech nadal nie
schodził mi z twarzy. Chciało mi się śmiać, ale chyba przesadziłabym. Widać
było, że rozmyśla jak złożyć zdanie. Czyżby bał się, że powie coś
niestosownego? Czy może nerwu już mu puszczają?
- Co jak
co, ale zabranie telefonu to jest kradzież, Umari! - Starał się uspokoić ton,
ale słabo mu to wychodziło. Wiedziałam, że traci cierpliwość, a mimo to jego
uścisk nadal był lekki.:
- Nie
zabrałam ci telefonu, idioto! I nie mów do mnie po nazwisku. - Uśmiechnęłam się
z satysfakcją, ale ten uśmiech zaraz mi zszedł z twarzy, kiedy pociągnął mnie
za ramie i przywarł do ściany. Jego ruchy były gwałtowne, ale na tyle lekkie,
żebym nie mogła się opierać. Zaskoczył mnie ten obrót akcji. Nie wiedziałam co
powiedzieć, co zrobić. Po prostu stałam i patrzyłam się co teraz zrobi. Jego
błękitne oczy już nie były tak przepełnione gniewem, aczkolwiek nadal tkwiła w
nich nutka złości.:
- Oddaj mi
go. - Powiedział stanowczo zbliżając się do mnie jeszcze bardziej. Umiem
przetrwać jego obecność, kiedy jest obok mnie, ale kiedy twarze prawie się
stykają... Nie, tego jeszcze było. - Na tym telefonie jest kilka bardzo ważnych
numerów, do pewnych dziewczyn. Liczą na jednego mojego sms'a... Czemu nie
możesz być taka zaślepiona jak one i po prostu mi nie wchodzić w paradę?! -
Oburzony odsunął się ode mnie lekko. Poczułam jak w środku ściska mi się
żołądek. To chyba nerwy... Ale aż zachciało mi się płakać i nie jestem pewna
czy to przez zdenerwowanie... Wybuchłam. Nie chciałam słuchać o jego chorych,
oddanych fankach, więc zaczęłam wojnę:
- Ja ci
wchodzę w parada?! JA?! Zastanów się lepiej co mówisz, baranie! - Krzyknęłam, a
na mojej twarzy pojawił się grymas z niezadowolenia.
- No a
kto... - Przerwałam mu.
- To ty mi
ciągle wchodzisz w paradę! Mi i Amie! Wszyscy jesteście jak przylepy, zawsze
dodajecie swoje trzy słowa ,a ty... Ty jesteś najgłupszym idiotą jakiego świat
mógł stworzyć! Jesteś chańbą tego miasta! Rozumiesz?! - Krzyknęłam przybliżając
się do niego, po czym odruchowo złapałam go za kołnierzyk koszuli, przybliżając
go do siebie.:
- Ja
zaczynam?! Lepiej uważaj co mówisz... Mogę zrobić tak, że będziesz miała
przesrane do końca twojego pobytu w tej szkole!... A może jesteś zazdrosna? -
Zapytał nagle z satysfakcją na twarzy. Zdziwiło mnie jego pytanie... Zdziwiło?
Baa, byłam cholernie zaskoczona, więc jedyne bo w tej sytuacji przyszło mi na
myśl to uderzenie go... Tak też zrobiłam. Zamachnęłam się i uderzyłam go
otwartą dłonią w policzek. Było słychać głośny plask, a potem krzyki ustały...
Nie uchylił się, wiec pewnie myślał, że tego nie zrobię... A jednak...
Ja naprawdę
go uderzyłam? Ale czemu? Był aż taki wnerwiający? Trochę zdenerwowałam się na
siebie. Co jak co, ale bicie tu nie wchodziło w gre... Położyłam swoją dłoń na
jego ramieniu z zamiarem zapytania się, czy jest ok. Głupie pytanie, ale nie
będę go przecież przepraszać... Nagle odwrócił się do mnie i szybko przybliżył,
składając pocałunek na moich ustach. Dość krótki, ale chciałam żeby trwał
dłużej, delikatny, ale namiętny... Nie mogłam nic zrobić... Albo i nie
chciałam. W środku poczułam pewnego rodzaju spełnienie, ale zaraz zniknęło,
kiedy Deidara odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami.
Trudno mi było określić co on teraz czuł, bo szybko wyszedł z pokoju zamykając
za sobą drzwi. Zdezorientowana oparłam się o ścianę i zjechałam po niej na
poziom podłogi. Nie mogło do mnie dojść, że to naprawdę się stało...
Niemożliwe...
Amane:
Czekałam
przed biblioteką już dość sporo czasu, zdążyłam nawet przeszukać bibliotekę po
raz kolejny z nadzieją, że wcześniej mogłam coś pominąć… Przez chwile zaczęłam się zastanawiać czy nie robię
z siebie kretynki, stojąc tu parę dobrych minut i czekając na Miyu… Przez głowę mi „przeleciała myśl”, żeby wysłać
jej specjalne zaproszenie, ale zaraz zauważyłam
w dali powoli idącą przyjaciółkę. Była trochę zdenerwowana... Naszym planem? Nie
to raczej nie to. Zaraz po skończeniu przedstawienia dużo myślałyśmy i obie
doszłyśmy do wniosku, że coś jest nie tak z tą szkołą... W tamtym roku było
spokojnie a teraz? Ta cała wojna, nowi nauczyciele... Skąd oni ich tak szybko ogarnęli?
I czemu akurat nasza szkoła, szkoła dla bogatych, Ookami Konoha musi szkolić
ludzi, którzy pójdą w wir walki...
- Ta twoja
chwila trwa już trzydzieści minut Miyu… - Dodałam nagle, lekko zażenowanym
wzrokiem skierowanym w stronę przyjaciółki. - Gdybym wiedziała, że tyle ci się
zejdzie to nie czekałabym, tylko od razu zabrałabym się do szukania. - Niewiele
myśląc dodałam. Miyu szła w moją stronę nadal dezorientowana... A może bez
odrobiny odwagi ? Zamyślona? A może trochę zakłopotana… Nie często widzę ją w
takim stanie, więc ta sytuacja dała mi do myślenia.
- Wiem Ama,
ale miałam niewielką awarię.- Powiedziała patrząc wszędzie byle nie w moje
oczy… Przyjrzałam jej się chwile po czym ruszyłam w stronę pokoju .
-Przejrzałam
po raz kolejny półki ze starymi gazetami, książkami i głupimi aktami, ale nic
nie znalazłam… Musimy poszukać gdzieś indziej, tylko gdzie…
- Może w
gabinecie dyrektorki… - Dodała przerywając mi moje gdybania. Faktycznie miała
racje… Nie wiem dlaczego o tym nie pomyślałam wcześniej. Gdzie może być jakiś
plan budynku jak nie u Tsunade… A czemu akurat plan budynku? Pomyślałyśmy, że
najlepiej poznać tajemnice szkoły poprzez zobaczenie czy oby na pewno mamy
pojęcie o wszystkich pomieszczeniach.
- Masz
rację, więc jak robimy?-Spytałam przyjaciółki patrząc się na jej twarz która
była skierowana przed siebie.
-To chyba
jasne! – Dodała z promiennym uśmiechem nadal nie patrząc na moją twarz.- Dziś w
nocy o pierwszej złożymy wizytę w jamie lwa… - Brzmi ciekawie, aż mam ciarki na
ciele. Wóz albo przewóz! Powoli zaczynam się zastanawiać, że nie wiem co chce
osiągnąć. Po co w ogóle szukam tych głupich korytarz… Ale medal ma dwie strony
i myślę, że to może być niezła przygoda.
-Okej, więc
punkt pierwsza czeka nas niebezpieczna wyprawa na śmierć i życie hihihih-
Dodałam zadowolona i rozbawiona całym faktem.
Szarpnęłam klamkę i przepuściłam w drzwiach Miyu… Jest jakaś nieobecna,
choć bardzo chce to ukryć… Co jej takiego zaprząta ta głowę? Zrobiło się trochę
późno… Ta noc będzie ciężka, więc jak najszybciej muszę się wykąpać i odpocząć.
- Miyu słabo
wyglądasz, chora jesteś? Chciałabym się iść wykąpać, ale jak chcesz to możesz
iść pierwsza… - Stojąc miedzy pokojem a łazienką patrzyłam w stronę
przyjaciółki, siedzącej na łóżku z podkurczonymi nogami i oczami skierowanymi w
okno.
- Ama nie
wiem co robić, ale musze powiedzieć to na głos i stanąć prawdą w oczy… -
Błagam, żeby nie wpadła w żadne kłopoty! - Nie powiem ci co jest, bo nie
potrafię… Na razie musze zostać z tym sama, proszę idź do łazienki. Nie martw
się o mnie to nic poważnego, bo widząc po twojej minie domyślasz się
najgorszego… - Powiedziała na początku zdenerwowana i zagubiona ale zaraz
zawidniał na jej twarzy niewielki uśmiech, wystarczający bym poczuła, że to nic
poważnego… Jej ostatnie słowa mnie zaspokoiły przynajmniej na jakiś czas, skinęłam
głową i weszłam do łazienki. Puściłam wodę pod prysznicem i po woli zaczęłam
się rozbierać… Przez moją głowę przechodziły różne myśli… Wojna - ten temat
przyprawia mnie o ból brzucha. Moje „pochłonięcie myślami” przerwał dźwięk
telefonu leżącego na pralce. „Bądź tam gdzie się poznaliśmy - S”- „S” może
oznaczać tylko jedno, a właściwie tylko jedną osobę… Nie wiele myśląc uznałam, że to jest jeden
niepowtarzający moment, aby wygarnąć mu za to, co mi zrobił… Ktoś mądry kiedyś
powiedział, że słowa bolą mocniej niż czyny… Pewnie miał rację ,przynajmniej w
tym momencie. Założyłam na siebie ubrania i skierowałam się w stronę wyjścia.
Miyu spała, albo przynajmniej udawała. Nie ważne wyraźnie powiedziała, że chce
być teraz sama, więc musze to uszanować. Jest godzina dwudziesta trzecia
piętnaście, po co ja tam w ogóle idę? Nie mam chęci patrzeć mu na twarz… Co on
ode mnie do cholery chce?! Mijam metry korytarza, który rozświetlany jest
jedynie przez lampy na zewnątrz. Otworzyłam drzwi, które były wyjściem na zewnątrz.
Poczułam jak wiatr otulił całe moje ciało.
Zatrzymałam się i zaczęłam myśleć czy na pewno chce tam iść… Przez
chwile uznałam że nie ma to sensu, ale w końcu ruszyłam dalej. Wszystko
wyglądało podobnie jak wtedy… Może tylko drzewa więcej zżółkły, a niektóre już
opadły.
Już w
oddali zauważyłam jego sylwetkę stojącą w tym samy miejscu… Kiedy już byłam na
tyle blisko, zauważyłam że stoi tyłem. Chyba wie że już jestem, bo odwrócił
głowę delikatnie przez ramie a następnie całe ciało.
- Łał,
przyszłaś… Zanim cokolwiek powiesz, zanim zaczniesz wyzywać mnie od debili,
idiotów i chuji to chciałbym ci powiedzieć jedno… Przepraszam! I wiem, że to
nie wynagrodzi ci twojego cierpienia, nie chcę się również usprawiedliwiać mimo
tego, że nie wiem jak dowiedział się o tym Deidara. Zrozumiem jeżeli nie
będziesz chciała mi wybaczyć, ale naprawdę nie chce żebyśmy byli w takich
stosunkach. Zależy mi na tobie Ama… Jak na dobrej koleżance którą byłaś, kiedy
byliśmy bachorami... I dlatego, że mi zależy nie chcę narazić cię na kolejne
cierpienie. Dlatego chciałbym, żebyśmy spotykali się tak samo jak teraz, bez
głupich plotek, które mogłyby cię urazić. Tylko musisz mi powiedzieć, że
chcesz... Równie dobrze możesz uznać, że się przed tobą błaźnie, albo to wszystko
tylko na pokaz...- Cała moja ochota by mu przyłożyć opadła, zatkało mnie...
Kiwnęłam głową nie patrząc na jego piękne oczy, odkręcając głowę w bok. Czułam
jak po woli się do mnie przesuwa i całuje mnie w czoło, tak delikatnie i
pociągająco… -Nawet nie wiesz jak wtedy potrzebna była mi taka osoba jak ty… Do
zobaczenia jutro-dodał oddalając się i zostawiając mnie pośród drzew i
tajemniczego nastroju...
___________________________________
Emi i Melodi: Witamy wszystkich! :) Mamy nadzieję, że jesteście ciekawi następnych losów naszych bohaterów i będziecie czekać na następny rozdział :) Powiemy tylko, że będzie się działo!
W komentarzach czekamy na Wasze opinie dotyczące tego wpisu!
Pozdrawiamy :)