Informacje

!Blog nadal jest w budowie!

Informacje

Aktualizacja.29.07.2013r.
Zaszły małe zmiany w kartach: "Nauczyciele i inni"

11 listopada 2013

Rozdział 5. Poplątane myśli


Ta sama pora, to samo miejsce… Ja i … No właśnie, tylko jej brakuje. Cisza w ciągu nocy mnie przytłacza. Idąc tu miałem nadzieje, że przyjdzie i jej wyjaśnię wszystko…  Jesienna noc daje swoje znaki. Palce u rąk mi się lekko zaróżowiły od zimna. Dzwony, zapewne kościoła, z daleka posyłały swój dźwięk na różne strony świata. Dlaczego Deidara wiedział o naszym spotkaniu? Przez jego nienawiść do Amy, ucierpiały nasze relacje, które w zniewalająco szybkim tępię, zaczęły przypadać mi do gustu. Dlatego też nie chcę, żeby znała mnie tylko i wyłącznie ze strony rozpuszczonego bachora, którym jest każdy z tej szkoły...
Na pewno już nie przyjdzie... Najwyższy czas wrócić do pokoju i zamienić kilka zdań z chłopakami. Wstałem z ławki i podążyłem w stronę akademiku pocierając co jakiś czas zmarznięte dłonie.  Przypadki podobno chodzą po ludziach… To wyjaśnia jej zachowanie w pokoju. Niska temperatura sprawiła, że jeszcze szybciej dotarłem do budynku.  Szybkim i dynamicznym krokiem popędziłem do pokoju mojego i Deidary. W pomieszczeniu numer sto zazwyczaj można spotkać cała naszą grupkę. Chłopaki przychodzą do nas i przesiadujemy tu wolny czas. Jest to jedyny okres bez głupich tłumów fanek. Jeżeli jest ładna pogoda to wychodzimy na zewnątrz. W parku na terenie szkoły znajduje się w tylnej części boisko do piłki nożnej, koszykówki i siatkówki, trochę dalej jest basen niekryty. My gramy raczej w kosza... Oprócz tego niedaleko znajduje się letni bar. Są tam różnego rodzaju koktajle, szejki i jakieś fastfood'y. Jak tam się dostać? To proste. Wystarczy wejść do salonu a tam jest wyjście do tego całego ogrodu. Można również iść na około przez cały lasek, ale to dłuższa droga. Jak kto woli…
Właściwie... Jak to się stało, że teraz ja muszę iść opieprzać chłopaków przez dziewczynę, na której kiedyś mi w ogóle nie zależało i raczej nadal nie zależy. Po prostu, jeżeli ma mnie teraz znienawidzić i gardzić przez reszte życia, to wolę żeby wiedziała, że jestem osobą, której można zaufać... Wszystko było by okej, gdyby nie ten cholerny Deidara...

Kilka godzin wcześniej, stołówka:
W okuł panował gwar, jak każdego dnia w porze obiadowej. Nie widziałam co mam zrobić, jak zareagować… Do tego Miyu patrzyła na mnie jak dziecko, które dowiaduje się, że gruby koleś w czerwonych szmatach  z gromadą jego przyjaciół nie istnieje a wszystkie te prezenty i listy do niego były niczym innym jak bajką . Smutek, że co roku czekałeś na niego całą noc, a gdy już zasnąłeś rodzice podkładali prezenty… Kątem oka spojrzałam na Sasorego z taki przekazem w oczach „Dlaczego?”. On również zerknął na mnie, ale szybko odwrócił głowę w inny kierunek… Stałam jak wryta, niewiele mi zostało… Spojrzałam ostatni raz na grupę otaczającą mnie i szybko odeszłam, zostawiając za sobą podejrzliwe i zadowolone spojrzenia.
…..
I oto drzwi 100. Pewnie wszedłem do pokoju, w którym - tak jak myślałem - będzie grupka Akatsuki. Deidara leżał na łóżku i zapewne pisał z jakąś nową dziewczyną, Itachi pogrywał sobie na gitarze, Hidan siedział na krześle przed biurkiem i czytał "jakiś" magazyn... A Konan siedziała obok Deidary, co chwile spoglądać co piszę do innych dziewczyn. Chyba nieobecny był tylko Yahiko. Pewnie obgaduje z dyrką sprawę tego cholernego poloneza... Wchodząc zwróciłem uwagę swoją osobą wszystkich w pokoju. Chwilowo… Zaraz wrócili do swoich czynności. Zachowują się jakby nigdy nic się nie stało. Usiadłem na najbliższym wolnym, krześle… Konan wysłała mi uśmiech pełen zrozumienia, jakbym był ofiarą losu.
Atmosfera w pokoju się zaostrzyła, nastała głupia cisza. To wyglądało tak jakbym wszedł do pokoju i nagle temat rozmów się zakończył i pozostawił po sobie milczenie. Już miałem przerwać ten spokój i zacząć temat sytuacji na stołówce, gdy nagle otworzyły się drzwi.
-Aaaaa!! Gasić światło, wyłączać komputery i telefony! Armagedon ludzie! Szybko wszyscy do łazienki! Ratujmy się, ratuj się kto może! – Powiedział chyba nawet poważnie Tobi, wskakując do pokoju tak jakby się paliło. Każdy patrzył się na niego z nie powagą, całkowicie odwrotnie niż na mnie…  Konan mało nie spadła z łóżka ze śmiechu, nie dziwię się. Tobi ma różne pomysły i to on cała atmosferę - spiętą atmosferę, rozładował.
-Tobi się o was bardzo martwi a wy się z tego śmiejecie!  Burza jest! Czy wy nie widzicie jak się błyska na dworze?! A co jeżeli piorun walnie w szkołe?! Pomyśleliście? Co Konan już nie jest ci tak do śmiechu? Tobi jak widać jest odpowiedzialnym facetem… A  podobno kobiety lubią takich. - Powiedział jakże oburzony Tobi. - A teraz wszyscy wskakujcie do łazienki, kto wie może to tylko sekundy dzielą od uderzenia błyskawicy! – Wszystko byłoby ok, gdyby była to PRAWDZIWA burza! Wszystkie te ponoć błyskawice, były niczym innym jak fleszem aparatów. Dziewczyny otworzyły koło fotograficzne i często robią zdjęcia…
Tobi skulił się na ziemi tak jak karzą, gdy atakuje nas pies. Widać było jak Konan robi się czerwona ze śmiechu, nie może złapać oddechu. W sumie nie dziwię się jej. Sam ledwo zachowuje powagę. Wziąłem głębszy oddech, by się uspokoić i zacząłem intensywnie myśleć. Tak naprawdę, przez całą drogę idąc tutaj myślałem, żeby im dogadać, ale nie pomyślałem co. Nie mogę przesadzić, żeby nie pomyśleli, że mi się podoba... Bo to nie prawda, chyba.
-A teraz posłuchajcie mnie… - Zacząłem tak, bo nie wiedziałem jak inaczej… - Skąd dowiedzieliście się o mamie Amy? - Zapytałem całkowicie poważnym głosem. Twarze zebranych po raz kolejny zostały skierowane w moją stronę. Niektóre były zdziwione, inne wręcz znudzone... Ale co ja teraz mogę zrobić? Źle się czuję z tym co stało się w stołówce... Szczególnie, będę musiał przeprosić Ame za moje zachowanie...
- Przestańcie jeździć po Amie, nie obchodzi mnie kim jest. To, że ja się z nią koleguje... Powtarzam Deidara, KOLEGUJE, musi o czymś świadczyć? Nie chce słyszeć już obelg na jej osobę. Może wystarczy dać jej szanse i poznać? To chyba nie tak dużo…-Dodałem poważnym tonem, patrząc po kolei po ich twarzach.
-Sasori, kiedy stałeś się takim bohaterem? – Ocenił mnie od razu Deidara… -Chyba nie chcesz powiedzieć, że spodobała ci się ta szara myszka?
- Deidara, nie obchodzi mnie jak ty traktujesz swoje „koleżaneczki”. Dziewczyny na jedną noc… Ale ze względu na mnie daj im spokój, Amie i Miyu. To chyba nie jest dużo, prawda?  A co do szarej myszki... Jak już mówiłem koleguje się z nią, nic więcej, rozumiecie? –Trudno wyprowadzić mnie z równowagi, ale powoli tracę cierpliwość…
Dlaczego powiedziałem takie rzeczy? To wszystko było szczere, czy impulsywne?
- Wyluzuj Sasoruś- Dodał Tobi leżący na ziemi.
- Nie chcę się powtarzać… - Skończyłem wymianę zdań ze znajomymi.  Podeszłem do szafy i wyciągnąłem z niej rzeczy, po czym przemknęłam do łazienki.
Odkręciłem ciepła wodę i wszedłem pod prysznic... Czułem jak ciało, zmarznięte ciało,  rozgrzewa się przez ścianę wody.  Jutro już jest dzień w którym przybędzie do nas hokage. Mam nadzieję, że zdarzę porozmawiać z Amą. Wycierając ciało czułem jak lekkie zimno otula moje ciało… Założyłem bieliznę i spodnie od piżamy i rzuciłem się jak najszybciej pod kołdrę. Niech ten dzień się już skończy.
…………..
-Miyu idziesz teraz do łazienki, bo chciałabym się wykąpać.-Powiedziałam miłym i bardzo życzliwym głosem.
Odpowiedziała mi cisza. Nawet nie spojrzała w moją stronę... Tak źle się czuje, kiedy mnie tak traktuje. Dziwne irytujące uczucie.  Spojrzałam jeszcze przez okno, które oświetlały lampy z zewnątrz, następnie na przyjaciółkę. Stałam tak jeszcze przez minutę po czym poszłam się wykąpać . Cała pielęgnacja ciała zajęła mi trzydzieści minut, mimo tego że starałam się jak najszybciej mogłam.
Gdy wyszłam z łazienki przywitał mnie tylko i wyłącznie włączony telewizor, Miyu zasnęła… W sumie najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji, teraz przynajmniej nie będę jej męczyć i przepraszać.  Nie czuje potrzeby snu, ten dzień chyba był jednym z najgorszych w moim życiu. Położyłam się do łóżka i przez chwilę oglądałam wiadomości, połowy nie słuchałam… Pozostawiłam go włączonego, byle coś mi brzęczało i nie trwała martwa cisza. Powinnam pójść spać, jutro tańczymy przeklętego poloneza, lecz nagle coś przykuło moją uwagę.
„(…) W krajach sąsiadujących otworzył się ogień... Trwają wielkie wojny, lecz narazie nie wiemy co jest ich przyczyną... Przez ten okres prosimy o zachowanie bezpieczeństwa i proszę nie wybierać się na żadne wycieczki za granicę(…)”
Wsłuchiwałam się uważnie w każde wypowiedziane słowo... Wojna? Teraz? Przecież są zawarte pokoje i te inne... Po co ludzie mieli by zabijać się nawzajem? Zapytałam sama siebie, wyłączając telewizje. To jest głupie, nienormalne i... Mam dość dzisiejszego dnia... Pomyślałam odkładając pilota na nocną szafeczkę przy moim łóżku. Wzięłam jeden głębszy oddech, powoli kładąc się na łóżku. Otuliłam się kołdrą z zamiarem pójścia spać, ale w głowie ciągle chodziła mi jedna osoba... Chłopak o czekoladowych oczach.
----------------------------------------
Melodi: Cóż... Od siebie mogę powiedzieć tylko, żee... No, teraz, będzie trochę trudno oczekiwać odemnie nowego rozdziału. Staram się jak mogę pomagać coś w tym blogu, ale naprawdę mój czas wolny spadł do minimum...:/

Emi: Co mogę dodać, w rzeczy samej Melodi wszystko powiedziała, ale mam nadzieje że macie jakiś niedosyt. Chciałam tylko powiedzieć, że w następnych rozdziałach rozwikła się pewna sytuacja, która będzie ciagneła za soba nowe powikłania. Nie wiele chcę wam w sumie powiedziec, żeby nie zapeszyć i żebyście mieli frajdę z czytania. Na koniec dodam, że to dopiero początek...
Czekajcie z cierpliwością na nowe wpisy :D
Pozdrawiam!